'' Nie była to łatwa noc. ''
| Chloe |
Leżałam na łóżku w swojej sali po śniadaniu i czekam na mojego terapeutę, Dr. Jonesa. Każdy z pacjentów ma swój oddzielny pokój i to mi się tu bardzo podoba, bo przez ten cały miesiąc jaki już tu spędziłam miałam ochotę rozerwać wszystkich na strzępy. Jestem nerwowa. To jeden w wielu skutków ubocznych ''mojej przeszłości''. Można też do nich zaliczyć brak snu, wymioty oraz liczne ataki. Każdy organizm reaguje inaczej, przynajmniej tak mówi Sam.
Mówię na mojego terapeuty po imieniu bo jest mi tak łatwiej. On sam mi to zaproponował. Jest inny niż te pielęgniarki, które mijam na korytarzach, aczkolwiek i tak mnie irytuje. Jak każdy tutaj.
Może to wszystko okropnie dla was brzmi i myślicie, że wygląda to jak szpital czy psychiatryk ale w rzeczywistości jest trochę inaczej. Ze szpitalem łączy się tylko to, że pacjent ma swojego doktora, a po całym ośrodku kręcą się pielęgniarki, które pilnują, żeby nic nam się nie stało. My możemy chodzić wszędzie gdzie chcemy. A z psychiatrykiem łączy to miejsce jedynie to, jak się tu czuję.
Na początku terapii, czyli przez pierwsze trzy tygodnie niestety nie możemy robić czego dusza zapragnie, bo zagraża to bezpieczeństwu. Tak przynajmniej mówią wszyscy doktorzy. Trochę śmieszne.
Mamy tu salę telewizyjną, stołówkę, gdzie codziennie jemy posiłki, salę do gier i miejsca w których rozmawiamy z psychologami i naszymi doktorami. Są zajęcia indywidualne, które odbywane są raz w tygodniu jak i grupowe - trzy razy w tygodniu.
Nie jest to złe miejsce. Gdy rodzice mnie tu przywieźli wyobrażałam sobie, że będzie znacznie gorzej.
Usłyszałam otwieranie drzwi, więc spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam wchodzącego Sama.
- Chloe Dickens? - Usłyszałam jego głos. - Możemy już iść do mojego gabinetu? - Zapytał łagodnie.
- Okej. - Wstałam z łóżka i ruszyłam za nim do sali, w której przeprowadzamy rozmowy odnośnie mojego stanu zdrowia. Otworzył przede mną drzwi, więc weszłam pierwsza. usiadłam na kanapie, która znajduje się w rogu gabinetu. Po chwili usiadł naprzeciwko mnie i zaczął serię irytujących pytań. Sama nie wiem czy te pytania bardziej denerwują mnie czy jego. Zwierzył mi się kiedyś, że woli drugą część naszych spotkań, gdy nie musi udawać Dr. Jonesa, tylko jest po prostu Samem. I przesłuchanie za 3..2..1..
- Jak minął ci zeszły tydzień? - zapytał wyjmując zeszyt, gdzie opisuje nasze rozmowy. Westchnęłam, opierając głowę o dłoń.
Typowy poniedziałek - mój dzień wyznaczony na spotkanie z nim (w sobotę i niedziele nie mamy żadnych spotkań, a pozostałe dni tygodnia spędzam na spotkaniach z psychologami i innymi. Wszystko w swoim czasie.)
- W sumie to nie tak źle. Wymiotowałam tylko dwa razy, - podniosłam palec wskazujący, na znak że chciałam dodać - czyli mniej niż w poprzednim tygodniu. - Uśmiechnęłam się. Chyba po raz pierwszy odkąd tu jestem zrobiłam to szczerze.
- Widać u ciebie postępy. To dobrze. Wracasz do normalnego stanu. - Nie patrzę na niego, ale podejrzewam, że wszystko zapisuje.
- Też tak myślę, ale mało śpię i ciągle mam ataki, co noc. Jestem już tym zmęczona. Nadal mam z tym problemy i choć naprawdę staram się zasnąć, to nie daje rady.
- Nie martw się tym. To jest najłagodniejsza twoja objawa nie spożywania narkotyku. Niedługo powinno się wszystko poprawić, pod warunkiem, że będziesz brała regularnie leki, które ci dają pielęgniarki. - Mówi srogo.- I nic innego, Chloe.- Dodaje, na co wywracam oczami.
- Przecież biorę. Nie przypominaj mi o tych babach na korytarzu. Nie lubię ich. Mogłyby być milsze. Zawsze są takie oziębnę i ogólnie ugh. - Zaśmiał się na moją odpowiedź.
- Nie twierdzę, że nie bierzesz. A dyrektor ośrodka na twoje życzenie nie przyjmie nowych, miłych pielęgniarek.
- No wiem, a szkoda.
- To może powiedź mi jakie osoby lubisz? - Zamyśliłam się nad jego pytaniem. Od razu przypomniał mi się Justin. Cholernie za nim tęsknie i chciałabym, żeby był tu ze mną. Może ten ośrodek też by mu pomógł jak mi. Choć to dopiero początek. Wreszcie postanowiłam odpowiedzieć.
- Jakich ja lubię ludzi?
- Tak.
- Takich jak mój przyjaciel - Justin. Znaliśmy się od dziecka. Jego charakter jest dziwny, ale uwielbiam go. Traktował mnie jak młodszą siostrę, choć jesteśmy w tym samym wieku. - Uśmiechnęłam się wspominając czasy z poza ośrodka i przed tym jak zaczęłam brać. - Bardzo się mną opiekował. Był szalony, ale na szczęście potrafił się opanować, gdy była taka potrzeba, kulturalny w stosunku do moich rodziców, ale nie do koleżanek z klasy. Nie lubił ich, bo zabierały mi czas na spędzanie go z nim. Czasem każda kobieta musi porozmawiać z drugą a nie tylko z facetami. Nie zrozumiałby babskich spraw. Często przed tym jak zaczęłam brać wychodziliśmy na spacery z jego młodszą siostrą... - Chciałam opowiadać dalej, ale mi przerwał.
- Dobrze, tyle mi starczy. Wiesz, że nie wracamy do wspomnień z narkotykami. - Przypomniał mi. Faktycznie taką mieliśmy ''umowę'' na naszym drugim spotkaniu, bo na pierwszym opowiadałam mu o tym dlaczego zaczęłam brać.
- Pamiętam. - Mruknęłam niezadowolona. Chciałam mu więcej opowiedzieć o Justinie. Mogłabym gadać o nim całymi godzinami, bo poprawia mi to humor.
Rozmawialiśmy jeszcze z kwadrans po czym wyszłam z gabinetu. Muszę przyznać, że opuściłam go w dobrym humorze, który zaraz został popsuty przez otoczenie.
Szłam ciemnym, brudnym korytarzem w stronę swojego pokoju. Mijałam znajome już twarze lekarzy, pielęgniarek i pacjentów. To miejsce wieczorami serio wyglądało jak opuszczony psychiatryk. I tak się tam czułam. Najgorsze były wieczory i noce. Każdy zamykał się w sobie i panowała kompletna cisza. Weszłam do pokoju i położyłam się na swoim łóżku. Zaskrzypiało ze starości. Westchnęłam i zamknęłam oczy. Byłam wykończona po całym dniu. Co prawda nie robię tu za wiele ale to i tak wykańczające. Ciągłe rozmowy z psychologami, lekarzami i innymi "chorymi".
Wzięłam głęboki oddech,chwyciłam spodenki i koszulkę z 30 Seconds to Mars po czym weszłam do łazienki, by się ogarnąć. Zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic.
Najgorszy moment dnia. Większość ludzi uwielbia brać prysznic, ale ja tego nienawidzę. Dlaczego? Bo wtedy jestem sama ze sobą...Czyli ze swoim najgorszym wrogiem. Odkręciłam kurek i pozwoliłam gorącej wodzie oczyścić swoje ciało. Spojrzałam na nie. Wychudzone, blade i całe w bliznach. Łzy zakręciły mi się w oczach ale szybko je wytarłam. Umyłam się i swoje włosy po czym zakręciłam wodę i wyszłam z kabiny. Owinęłam swoje ciało rzecznikiem i zaczęłam suszyć włosy.Po chwili ubrałam wcześniej przyszykowane ubrania i wyszłam z łazienki. Otworzyłam w pokoju okno i usiadłam na parapecie. Od razu uderzył mnie chłód nocy. Zbliżała się jesień więc noce były co raz zimniejsze.
Siedząc tak myślałam o tym jak wyglądałoby moje życie, gdyby rodzice mnie tu nie przysłali, albo gdybym nigdy nie spróbowała narkotyków. Gdyby mnie tu nie było, pewnie jeszcze bardziej bym się stoczyła. A gdybym zaś nigdy nie spróbowała, pewnie byłabym teraz normalną, zadbaną dziewczyną, która ma mnóstwo przyjaciół, cudownego chłopaka i kończy liceum. A tak? Nie mam niczego z tych rzeczy. Zastanawiało mnie jeszcze jedno. Myśląc o tym spojrzałam na swoją bransoletkę. Zawsze gdy o tym myślę na nią spoglądam. Powinnam powiedzieć "gdy myślę o nim."
Czy Justin się trzyma? Czy jest mu lepiej beze mnie? Pokonał uzależnienie czy się stoczył? Umieram szukając odpowiedzi na te pytania.
Nim się zorientowałam, zegar na ścianie wskazywał pierwszą w nocy. Zeszłam z parapetu i zamknęłam okno. Położyłam się na łóżku, by spróbować zasnąć. Dzień pełen wrażeń spowodował, że nie zajęło mi to dużo czasu.
To co musicie o mnie wiedzieć, to fakt, że mój organizm jest wyniszczony...wiecie od czego. Dr. Jones twierdzi, że nigdy nie widział czegoś takiego. Chodzi mu o mój układ nerwowy czy coś. Nie wiem. Oblałam biologię. Ale sama to widzę, gdy na przykład budzę się w środku nocy, a serce bije mi jak szalone i nie mogę się uspokoić. Tak było i tym razem.
Obudziłam się jakbym miała atak serca. Pomimo, że zdarzyło się to tyle razy, nie potrafię się do tego przyzwyczaić. Czułam się jakby serce miało mi zaraz wypaść z klatki piersiowej. Usiadłam na podłodze, oparłam się o łóżko i próbowałam uspokoić oddech. Zamknęłam oczy. Zobaczyłam to co zawsze w tej chwili....Zobaczyłam siebie na każdej imprezie gdy coś biorę lub palę. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, łapczywie brałam oddech, a do tego czułam jak oblewają mnie zimne poty. Brzmi strasznie, ale to nic poważnego. Uspokojenie się zajęło mi około kwadrans. Siedziałam w tym samym miejscu wciąż nerwowo oddychając i wycierając łzy.
Jestem zmęczona tymi atakami. Wzięłam głęboki oddech i poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i opukałam twarz oraz kark zimną wodą. Zastanawiałam się czy uspokoić się w taki sposób jak zawsze. Im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej byłam skłonna ku tej metodzie, aż w końcu sięgnęłam do swojej małej torebeczki schowanej głęboko w szufladzie. W tej niewinnej torebce znajdowały się "moje maleństwa". Jakieś tabletki, jakiś proszek... Odkręciłam wieczko, wysypałam kilka tabletek na rękę po czym je połknęłam. Schowałam je do torebki a następnie z powrotem na swoje miejsce. Wróciłam do łóżka i ponownie spróbowałam zasnąć, ale nie była to łatwa noc.
Siedziałem na kanapie w salonie i oglądałem jakiś beznadziejny program w telewizji, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Był już wieczór, więc sądzę, że to Crystal. Chcę zrobić na złość mojemu bratu, więc szybko podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Luke nawet nie zszedł z góry. Może nie słyszał jak ktoś dzwoni.
Na wejściu stała całkiem ładna dziewczyna, mniej więcej w wieku mojego brata.
- Cześć! Jestem Justin, a ty pewnie Crystal. - uśmiechnąłem się do niej. Nie bójcie się, nie zamierzam z nią flirtować. To w końcu dziewczyna mojego brata i nie jestem aż takim dupkiem ! - Jestem bratem Luka. Wchodź, a ja już go wołam.
- Och, hej. Dzięki. - odpowiedziała mi uśmiechem i weszła do korytarza. Wykrzyczałem imię Luka, a on po chwili pojawił się na dole. Był ubrany w niebieską koszulę i jeansy. Czyli szykuje się jakaś kolacja - pomyślałem.
- Hej braciszku. Zająłem się twoją dziewczyną, bo najwyraźniej nie słyszałeś jak przyszła. - Zaśmiałem się zadziornie w jego stronę. Odpowiedział w ten sam sposób.
- Nie musiałeś być, aż tak uprzejmy. - Podszedł do dziewczyny i pocałował ją delikatnie w usta. Kurwa, też tego potrzebuję, ale osoba, którą chciałbym tak pocałować jest pierdyliart kilometrów ode mnie. - Hej, kochanie. - Powiedział do niej.
- Dobra, nie migdalcie się tu przy mnie. Nie potrzebuje takich widoków. - Zaśmiałem się po czym poszedłem na górę, gdzie następnie udałem się do pokoju siostry.
- Wychodzę już, a ty się zajmij Jazzy! - Usłyszałem krzyk Luka z dołu, a następnie trzaśnięcie drzwi.
Przeszedłem przez korytarz i minąłem trzy pokoje. Jeden mój, potem Luka, a następnie mamy. Jazzy była w ostatnim. Lekko zapukałem w białe drzwi i gdy nie dostałem odpowiedzi, po prostu wszedłem. Zauważyłem moją małą siostrę, bawiącą się lalkami. Pewnie nie usłyszała, bo była zamyślona, żyjąc w swoim świecie.
- Jazzy. - Odezwałem się pierwszy podchodząc do niej i klękając, aby być na jej wysokości. I tak byłem wyższy.
- O hej Justin! Nie słyszałam jak wchodzisz. - Uśmiechnęła się, odstawiając lalkę do swojego plastikowego domku dla lalek.
- Właśnie zauważyłem mała. Chodź ze mną na dół, obejrzymy jakiś film, bo muszę cię mieć na oku. Luke wyszedł, więc zostaliśmy tylko sami.
- Dobra! - Zawołała z ekscytacją. - Ale ja wybieram co oglądamy.
- Tylko niech to nie będzie Barbie, proszę. - Jęknąłem z niezadowolenia myśląc o oglądaniu tego gówna.
- Ratatuj! - powiedziała. Jazzy kiedyś mi opowiadała o tej bajce. To był ten szczur co potrafił gotować, prawda?
- Zgadzam się. Na pewno mamy to gdzieś nagrane. Chodź. - Wziąłem ją na ręce i zszedłem po schodach. Poszliśmy do salonu, posadziłem ją na kanapie, a sam podszedłem do telewizora i odszukałem nagraną bajkę. Usiadłem się obok Jazmyn i zaczęliśmy oglądać.
Po jakiejś godzinie bajka się skończyła. Uratowany! - pomyślałem.
- Chcę teraz obejrzeć coś innego! -wykrzyknęła Jazzy schodząc z kanapy i podchodząc do telewizora. Odblokowałem telefon i spojrzałem na godzinę.
- Nie Jazzy. Jest w pół do 22. Powinnaś już spać.
- Ale Justiiin. - Przeciągnęła literę ''i'' robiąc minkę szczeniaka.
- Nie. - Powiedziałem stanowczo. Tylko jednej osobie ulegałem dzięki tej minie, ale to nie Jazzy. Pewnie domyślacie się kto. - Idziemy na górę. - Podszedłem do telewizora, wyłączyłem go i odprowadziłem Jazzy do jej pokoju. Przebrała się w swoją różową piżamę i weszła pod kołdrę. Podszedłem do niej i pocałowałem ją w czoło.
- Dobranoc Justin.
- Dobranoc księżniczko, śpij dobrze. - Uśmiechnąłem się wychodząc z pokoju.
Szedłem korytarzem w kierunku strychu. Wszedłem do środka po czym skierowałem się w stronę mojego ''sekretnego przejścia'' na dach. Tak mam 19 lat i mam swoje sekretne przejście. Znalazłem je jakieś 10 lat temu, nie pokazałem go nikomu i nie zmieniłem jego nazwy. Są to metalowe drzwiczki ukryte za pudłami, w których schowane są stare książki Luka, czy niepotrzebne ubrania mamy.
Odsunąłem pudła i otworzyłem je. Cud, że mogę jeszcze przez nie przejść. Ostrożnie wdrapałem się na dach i usiadłem na murku. Przychodzę tu w zasadzie codziennie o tej porze, albo trochę później, ale zawsze, gdy jest ciemno. Chodzi o to, że uwielbiam patrzeć na niebo i gwiazdy. To jest piękne. Nawet wtedy, gdy jest deszczowo czy pochmurno. To moja ulubiona rzecz na całym świecie, bo wiem, że nawet jeśli kiedyś się zgubię, będę samotny (tak jak teraz), albo przerażony, ono i tak zawsze będzie nade mną. I będzie piękne.
Wtedy najczęściej ''rusza'' mój mózg. Wspominam, myślę. Nikt z domowników nie wie o tym przejściu, więc jestem tu bezpieczny. Położyłem się, tak aby nie spaść i mieć na widoku całe miasteczko. Mimo tak późnej godziny, wciąż tętniło życiem.
Podejrzewam, że będzie dzisiaj burza, bo jest strasznie duszno. Kocham tą ciszę przed burzą. Ale jeszcze bardziej kocham takie wieczory, gdy mimo żywego miasta czuję się jakbym był ostatnim człowiekiem na Ziemi. Niesamowite, huh? Aczkolwiek nie jest tak idealnie, bo nie mam jej przy sobie.
Chciałbym, aby ktoś mi pomógł. Uwieram z tęsknoty do niej. Nigdy nie czułem się tak samotny; nigdy nikogo mi tak nie brakowało. Z dnia na dzień co raz częściej o niej myślę, a powinno być na odwrót. Powoli zaczyna mi to przypominać jakąś chorą obsesje.
Nie chcę tego uczucia. Muszę je czymś zastąpić.
Wstałem i wszedłem z powrotem na strych. Odruchowo ruszyłem do szafki w rogu i wyjąłem z niej małe pudełeczko. Moje.
Chwilę zastanawiam się, czy to na pewno dobra decyzja. Zawszę to robię i zawsze decyduję to samo, choć teraz w domu jest Jazzy i nie byłoby dobrze, gdyby się obudziła. Miejmy nadzieję, że tego nie zrobi.
Odkręciłem wieczko i wysypałem na blat szafki biały proszek zwany kokainą. Szybko wyjąłem z kieszeni banknot i zrobiłem z niego rulonik. Przysunąłem do nosa jedną końcówkę, a drugą do rozsypanego narkotyku. Za jednym razem wciągnąłem wszystko. Podniosłem głowę do góry i wziąłem głęboki oddech. Od razu lepiej.
Schowałem pudełko i wróciłem na swoje miejsce czyli na dach. Znów siedziałem na brzegu budynku przysłuchując się szumowi pędzących samochodów, śmiechom pijanych dziewczyn wracających z imprezy i przyglądając się jak wszyscy żyją swoim życiem. Każdy z nich ma jakiś cel w życiu, nawet te pijane laski, do którego zawzięcie dąży. A ja? Nie mam nic. Ani normalnego życia, ani jej, ani wspaniałej rodziny. Nawet nie wiem czy uda mi się skończyć szkołę. Z reszta...jebać to. Może to samolubne, ale jedyne czego pragnę to, aby Chloe była obok mnie. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Żałosne. Po chwili zaczął padać deszcz, a moje ubrania momentalnie zrobiły się mokre, a włosy oklapły. To zmusiło mnie, abym wrócił do środka.
Kręciło mi się w głowie. Słyszałem jak deszcz uderza o dach domu. Zszedłem do salonu i położyłem się na kanapie. Głowa opadła mi na ramię, a oczy same się zamknęły.
Czułem się jakby czas stanął w miejscu, a minęła chyba godzina. Poczułem jak ktoś delikatnie szturcha mnie w ramię. Otworzyłem jedno oko i ujrzałem Jazzy stojącą przy mnie. Miała na sobie różową piżamkę, a w dłoniach ściskała swojego pluszowego misia.
-Boję się burzy, Justin. - Mruknęła cichutko.
-Tak? No i co z tego? - Warknąłem, a potem się zaśmiałem. Sam nie wiedziałem co mówię. Śmiałem się co drugie słowo nie wiadomo z czego. Przed oczami miałem rozmazany obraz, a odgłosy burzy wydawały się być sto razy głośniejsze niż były rzeczywiście. Moja siostra zaszlochała cofając się o krok. Nie wiem czy bardziej bała się burzy, czy mnie, ale sądzę, że to drugie jest bardziej prawdopodobne. Nagle w domu rozbrzmiał trzask drzwi frontowych, czyli mój brat wrócił. Wparował do pokoju, a w progu zdążyłem zauważyć Crystal.
- Co jest kurwa? - Warknął. Jego dziewczyna chwyciła na ręce moją płaczącą siostrę i zaniosła ją do jej pokoju, tak sądzę. Luke podbiegł do mnie.
- Czy ty brałeś?! - Krzyknął, na co odpowiedziałem mu śmiechem.
- Nie przesadzaj bracie, tylko troszeczkę, ale to nic, serio. - Gwałtowanie podniósł mnie z kanapy i zaczął prowadzić w stronę wyjścia.
- Do reszty ci się popierdoliło w głowie, żeby robić to w domu, gdzie jest Jazzy kurwa! - Otworzył szeroko drzwi i wypchnął mnie na dwór, gdzie panowała burza stulecia.
- Nie wracaj do tego domu dopóki się nie ogarniesz. - Powiedział stanowczo i nim się zorientowałem, zamknął przede mną drzwi. Hah, własny brat wyrzucił mnie z domu. Śmieszne.
Poszedłem w stronę centrum miasta. Może lepiej powiem, doczołgałem się. Ludzi przechodzących obok to nie ruszało. Pewnie myśleli, że jestem pijany, albo coś. Spojrzałem na zegarek i z trudem odczytałem godzinę. Była 2:40. Błąkałem się po mieście w środku nocy.
Stoczyłem się. Potrzebuję pomocy. Teraz. Szukałem czegokolwiek...kogokolwiek kto mógłby mi pomóc, a w głowie miałem lekko zamazany obraz mojej przerażonej siostry. Zobaczyłem budkę telefoniczną, więc oparłem się o nią, aby trochę odetchnąć i uspokoić błądzące myśli. Długo nie myśląc wszedłem do środka, aby uchronić się przed deszczem. Zamknąłem oczy i ujrzałem wspomnienia z dzieciństwa, moje i Chloe. Nie kurwa! Otwieram oczy i wyjmuję z kieszeni drobne, które są moimi ostatnimi pieniędzmi. Na swojej komórce nie mam nic na koncie dlatego postanowiłem zadzwonić z budki telefonicznej. Szybko wpisuję numer. Skąd go pamiętam? Takich rzeczy się nie zapomina. To jest telefon, który, mam nadzieje, że uratuje moje życie. Po kilku wyczekujących sygnałach po drugiej stronie odzywa się kobiecy głos.
- Witam. Z tej strony centrum odwykowe ''Stay Alive'' w czym mogę pomóc? -Nie odzywam się przez dłuższą chwilę. Dziwni mnie to, że o tej porze odbierają telefony. Może choć trochę, gdzieś w środku miałem nadzieje, że nikt nie odbierze i będę mógł dać sobie z tym spokój. To zła myśl. W końcu zdobyłem się na odwagę.
- Pomóżcie mi. Błagam. - Mówię zrozpaczony. Mój głos drży jak szalony.
Mówię na mojego terapeuty po imieniu bo jest mi tak łatwiej. On sam mi to zaproponował. Jest inny niż te pielęgniarki, które mijam na korytarzach, aczkolwiek i tak mnie irytuje. Jak każdy tutaj.
Może to wszystko okropnie dla was brzmi i myślicie, że wygląda to jak szpital czy psychiatryk ale w rzeczywistości jest trochę inaczej. Ze szpitalem łączy się tylko to, że pacjent ma swojego doktora, a po całym ośrodku kręcą się pielęgniarki, które pilnują, żeby nic nam się nie stało. My możemy chodzić wszędzie gdzie chcemy. A z psychiatrykiem łączy to miejsce jedynie to, jak się tu czuję.
Na początku terapii, czyli przez pierwsze trzy tygodnie niestety nie możemy robić czego dusza zapragnie, bo zagraża to bezpieczeństwu. Tak przynajmniej mówią wszyscy doktorzy. Trochę śmieszne.
Mamy tu salę telewizyjną, stołówkę, gdzie codziennie jemy posiłki, salę do gier i miejsca w których rozmawiamy z psychologami i naszymi doktorami. Są zajęcia indywidualne, które odbywane są raz w tygodniu jak i grupowe - trzy razy w tygodniu.
Nie jest to złe miejsce. Gdy rodzice mnie tu przywieźli wyobrażałam sobie, że będzie znacznie gorzej.
Usłyszałam otwieranie drzwi, więc spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam wchodzącego Sama.
- Chloe Dickens? - Usłyszałam jego głos. - Możemy już iść do mojego gabinetu? - Zapytał łagodnie.
- Okej. - Wstałam z łóżka i ruszyłam za nim do sali, w której przeprowadzamy rozmowy odnośnie mojego stanu zdrowia. Otworzył przede mną drzwi, więc weszłam pierwsza. usiadłam na kanapie, która znajduje się w rogu gabinetu. Po chwili usiadł naprzeciwko mnie i zaczął serię irytujących pytań. Sama nie wiem czy te pytania bardziej denerwują mnie czy jego. Zwierzył mi się kiedyś, że woli drugą część naszych spotkań, gdy nie musi udawać Dr. Jonesa, tylko jest po prostu Samem. I przesłuchanie za 3..2..1..
- Jak minął ci zeszły tydzień? - zapytał wyjmując zeszyt, gdzie opisuje nasze rozmowy. Westchnęłam, opierając głowę o dłoń.
Typowy poniedziałek - mój dzień wyznaczony na spotkanie z nim (w sobotę i niedziele nie mamy żadnych spotkań, a pozostałe dni tygodnia spędzam na spotkaniach z psychologami i innymi. Wszystko w swoim czasie.)
- W sumie to nie tak źle. Wymiotowałam tylko dwa razy, - podniosłam palec wskazujący, na znak że chciałam dodać - czyli mniej niż w poprzednim tygodniu. - Uśmiechnęłam się. Chyba po raz pierwszy odkąd tu jestem zrobiłam to szczerze.
- Widać u ciebie postępy. To dobrze. Wracasz do normalnego stanu. - Nie patrzę na niego, ale podejrzewam, że wszystko zapisuje.
- Też tak myślę, ale mało śpię i ciągle mam ataki, co noc. Jestem już tym zmęczona. Nadal mam z tym problemy i choć naprawdę staram się zasnąć, to nie daje rady.
- Nie martw się tym. To jest najłagodniejsza twoja objawa nie spożywania narkotyku. Niedługo powinno się wszystko poprawić, pod warunkiem, że będziesz brała regularnie leki, które ci dają pielęgniarki. - Mówi srogo.- I nic innego, Chloe.- Dodaje, na co wywracam oczami.
- Przecież biorę. Nie przypominaj mi o tych babach na korytarzu. Nie lubię ich. Mogłyby być milsze. Zawsze są takie oziębnę i ogólnie ugh. - Zaśmiał się na moją odpowiedź.
- Nie twierdzę, że nie bierzesz. A dyrektor ośrodka na twoje życzenie nie przyjmie nowych, miłych pielęgniarek.
- No wiem, a szkoda.
- To może powiedź mi jakie osoby lubisz? - Zamyśliłam się nad jego pytaniem. Od razu przypomniał mi się Justin. Cholernie za nim tęsknie i chciałabym, żeby był tu ze mną. Może ten ośrodek też by mu pomógł jak mi. Choć to dopiero początek. Wreszcie postanowiłam odpowiedzieć.
- Jakich ja lubię ludzi?
- Tak.
- Takich jak mój przyjaciel - Justin. Znaliśmy się od dziecka. Jego charakter jest dziwny, ale uwielbiam go. Traktował mnie jak młodszą siostrę, choć jesteśmy w tym samym wieku. - Uśmiechnęłam się wspominając czasy z poza ośrodka i przed tym jak zaczęłam brać. - Bardzo się mną opiekował. Był szalony, ale na szczęście potrafił się opanować, gdy była taka potrzeba, kulturalny w stosunku do moich rodziców, ale nie do koleżanek z klasy. Nie lubił ich, bo zabierały mi czas na spędzanie go z nim. Czasem każda kobieta musi porozmawiać z drugą a nie tylko z facetami. Nie zrozumiałby babskich spraw. Często przed tym jak zaczęłam brać wychodziliśmy na spacery z jego młodszą siostrą... - Chciałam opowiadać dalej, ale mi przerwał.
- Dobrze, tyle mi starczy. Wiesz, że nie wracamy do wspomnień z narkotykami. - Przypomniał mi. Faktycznie taką mieliśmy ''umowę'' na naszym drugim spotkaniu, bo na pierwszym opowiadałam mu o tym dlaczego zaczęłam brać.
- Pamiętam. - Mruknęłam niezadowolona. Chciałam mu więcej opowiedzieć o Justinie. Mogłabym gadać o nim całymi godzinami, bo poprawia mi to humor.
Rozmawialiśmy jeszcze z kwadrans po czym wyszłam z gabinetu. Muszę przyznać, że opuściłam go w dobrym humorze, który zaraz został popsuty przez otoczenie.
Szłam ciemnym, brudnym korytarzem w stronę swojego pokoju. Mijałam znajome już twarze lekarzy, pielęgniarek i pacjentów. To miejsce wieczorami serio wyglądało jak opuszczony psychiatryk. I tak się tam czułam. Najgorsze były wieczory i noce. Każdy zamykał się w sobie i panowała kompletna cisza. Weszłam do pokoju i położyłam się na swoim łóżku. Zaskrzypiało ze starości. Westchnęłam i zamknęłam oczy. Byłam wykończona po całym dniu. Co prawda nie robię tu za wiele ale to i tak wykańczające. Ciągłe rozmowy z psychologami, lekarzami i innymi "chorymi".
Wzięłam głęboki oddech,chwyciłam spodenki i koszulkę z 30 Seconds to Mars po czym weszłam do łazienki, by się ogarnąć. Zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic.
Najgorszy moment dnia. Większość ludzi uwielbia brać prysznic, ale ja tego nienawidzę. Dlaczego? Bo wtedy jestem sama ze sobą...Czyli ze swoim najgorszym wrogiem. Odkręciłam kurek i pozwoliłam gorącej wodzie oczyścić swoje ciało. Spojrzałam na nie. Wychudzone, blade i całe w bliznach. Łzy zakręciły mi się w oczach ale szybko je wytarłam. Umyłam się i swoje włosy po czym zakręciłam wodę i wyszłam z kabiny. Owinęłam swoje ciało rzecznikiem i zaczęłam suszyć włosy.Po chwili ubrałam wcześniej przyszykowane ubrania i wyszłam z łazienki. Otworzyłam w pokoju okno i usiadłam na parapecie. Od razu uderzył mnie chłód nocy. Zbliżała się jesień więc noce były co raz zimniejsze.
Siedząc tak myślałam o tym jak wyglądałoby moje życie, gdyby rodzice mnie tu nie przysłali, albo gdybym nigdy nie spróbowała narkotyków. Gdyby mnie tu nie było, pewnie jeszcze bardziej bym się stoczyła. A gdybym zaś nigdy nie spróbowała, pewnie byłabym teraz normalną, zadbaną dziewczyną, która ma mnóstwo przyjaciół, cudownego chłopaka i kończy liceum. A tak? Nie mam niczego z tych rzeczy. Zastanawiało mnie jeszcze jedno. Myśląc o tym spojrzałam na swoją bransoletkę. Zawsze gdy o tym myślę na nią spoglądam. Powinnam powiedzieć "gdy myślę o nim."
Czy Justin się trzyma? Czy jest mu lepiej beze mnie? Pokonał uzależnienie czy się stoczył? Umieram szukając odpowiedzi na te pytania.
Nim się zorientowałam, zegar na ścianie wskazywał pierwszą w nocy. Zeszłam z parapetu i zamknęłam okno. Położyłam się na łóżku, by spróbować zasnąć. Dzień pełen wrażeń spowodował, że nie zajęło mi to dużo czasu.
To co musicie o mnie wiedzieć, to fakt, że mój organizm jest wyniszczony...wiecie od czego. Dr. Jones twierdzi, że nigdy nie widział czegoś takiego. Chodzi mu o mój układ nerwowy czy coś. Nie wiem. Oblałam biologię. Ale sama to widzę, gdy na przykład budzę się w środku nocy, a serce bije mi jak szalone i nie mogę się uspokoić. Tak było i tym razem.
Obudziłam się jakbym miała atak serca. Pomimo, że zdarzyło się to tyle razy, nie potrafię się do tego przyzwyczaić. Czułam się jakby serce miało mi zaraz wypaść z klatki piersiowej. Usiadłam na podłodze, oparłam się o łóżko i próbowałam uspokoić oddech. Zamknęłam oczy. Zobaczyłam to co zawsze w tej chwili....Zobaczyłam siebie na każdej imprezie gdy coś biorę lub palę. Łzy zaczęły płynąć po moich policzkach, łapczywie brałam oddech, a do tego czułam jak oblewają mnie zimne poty. Brzmi strasznie, ale to nic poważnego. Uspokojenie się zajęło mi około kwadrans. Siedziałam w tym samym miejscu wciąż nerwowo oddychając i wycierając łzy.
Jestem zmęczona tymi atakami. Wzięłam głęboki oddech i poszłam do łazienki. Stanęłam przed lustrem i opukałam twarz oraz kark zimną wodą. Zastanawiałam się czy uspokoić się w taki sposób jak zawsze. Im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej byłam skłonna ku tej metodzie, aż w końcu sięgnęłam do swojej małej torebeczki schowanej głęboko w szufladzie. W tej niewinnej torebce znajdowały się "moje maleństwa". Jakieś tabletki, jakiś proszek... Odkręciłam wieczko, wysypałam kilka tabletek na rękę po czym je połknęłam. Schowałam je do torebki a następnie z powrotem na swoje miejsce. Wróciłam do łóżka i ponownie spróbowałam zasnąć, ale nie była to łatwa noc.
| Justin |
Siedziałem na kanapie w salonie i oglądałem jakiś beznadziejny program w telewizji, gdy usłyszałem dzwonek do drzwi. Był już wieczór, więc sądzę, że to Crystal. Chcę zrobić na złość mojemu bratu, więc szybko podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Luke nawet nie zszedł z góry. Może nie słyszał jak ktoś dzwoni.
Na wejściu stała całkiem ładna dziewczyna, mniej więcej w wieku mojego brata.
- Cześć! Jestem Justin, a ty pewnie Crystal. - uśmiechnąłem się do niej. Nie bójcie się, nie zamierzam z nią flirtować. To w końcu dziewczyna mojego brata i nie jestem aż takim dupkiem ! - Jestem bratem Luka. Wchodź, a ja już go wołam.
- Och, hej. Dzięki. - odpowiedziała mi uśmiechem i weszła do korytarza. Wykrzyczałem imię Luka, a on po chwili pojawił się na dole. Był ubrany w niebieską koszulę i jeansy. Czyli szykuje się jakaś kolacja - pomyślałem.
- Hej braciszku. Zająłem się twoją dziewczyną, bo najwyraźniej nie słyszałeś jak przyszła. - Zaśmiałem się zadziornie w jego stronę. Odpowiedział w ten sam sposób.
- Nie musiałeś być, aż tak uprzejmy. - Podszedł do dziewczyny i pocałował ją delikatnie w usta. Kurwa, też tego potrzebuję, ale osoba, którą chciałbym tak pocałować jest pierdyliart kilometrów ode mnie. - Hej, kochanie. - Powiedział do niej.
- Dobra, nie migdalcie się tu przy mnie. Nie potrzebuje takich widoków. - Zaśmiałem się po czym poszedłem na górę, gdzie następnie udałem się do pokoju siostry.
- Wychodzę już, a ty się zajmij Jazzy! - Usłyszałem krzyk Luka z dołu, a następnie trzaśnięcie drzwi.
Przeszedłem przez korytarz i minąłem trzy pokoje. Jeden mój, potem Luka, a następnie mamy. Jazzy była w ostatnim. Lekko zapukałem w białe drzwi i gdy nie dostałem odpowiedzi, po prostu wszedłem. Zauważyłem moją małą siostrę, bawiącą się lalkami. Pewnie nie usłyszała, bo była zamyślona, żyjąc w swoim świecie.
- Jazzy. - Odezwałem się pierwszy podchodząc do niej i klękając, aby być na jej wysokości. I tak byłem wyższy.
- O hej Justin! Nie słyszałam jak wchodzisz. - Uśmiechnęła się, odstawiając lalkę do swojego plastikowego domku dla lalek.
- Właśnie zauważyłem mała. Chodź ze mną na dół, obejrzymy jakiś film, bo muszę cię mieć na oku. Luke wyszedł, więc zostaliśmy tylko sami.
- Dobra! - Zawołała z ekscytacją. - Ale ja wybieram co oglądamy.
- Tylko niech to nie będzie Barbie, proszę. - Jęknąłem z niezadowolenia myśląc o oglądaniu tego gówna.
- Ratatuj! - powiedziała. Jazzy kiedyś mi opowiadała o tej bajce. To był ten szczur co potrafił gotować, prawda?
- Zgadzam się. Na pewno mamy to gdzieś nagrane. Chodź. - Wziąłem ją na ręce i zszedłem po schodach. Poszliśmy do salonu, posadziłem ją na kanapie, a sam podszedłem do telewizora i odszukałem nagraną bajkę. Usiadłem się obok Jazmyn i zaczęliśmy oglądać.
Po jakiejś godzinie bajka się skończyła. Uratowany! - pomyślałem.
- Chcę teraz obejrzeć coś innego! -wykrzyknęła Jazzy schodząc z kanapy i podchodząc do telewizora. Odblokowałem telefon i spojrzałem na godzinę.
- Nie Jazzy. Jest w pół do 22. Powinnaś już spać.
- Ale Justiiin. - Przeciągnęła literę ''i'' robiąc minkę szczeniaka.
- Nie. - Powiedziałem stanowczo. Tylko jednej osobie ulegałem dzięki tej minie, ale to nie Jazzy. Pewnie domyślacie się kto. - Idziemy na górę. - Podszedłem do telewizora, wyłączyłem go i odprowadziłem Jazzy do jej pokoju. Przebrała się w swoją różową piżamę i weszła pod kołdrę. Podszedłem do niej i pocałowałem ją w czoło.
- Dobranoc Justin.
- Dobranoc księżniczko, śpij dobrze. - Uśmiechnąłem się wychodząc z pokoju.
Szedłem korytarzem w kierunku strychu. Wszedłem do środka po czym skierowałem się w stronę mojego ''sekretnego przejścia'' na dach. Tak mam 19 lat i mam swoje sekretne przejście. Znalazłem je jakieś 10 lat temu, nie pokazałem go nikomu i nie zmieniłem jego nazwy. Są to metalowe drzwiczki ukryte za pudłami, w których schowane są stare książki Luka, czy niepotrzebne ubrania mamy.
Odsunąłem pudła i otworzyłem je. Cud, że mogę jeszcze przez nie przejść. Ostrożnie wdrapałem się na dach i usiadłem na murku. Przychodzę tu w zasadzie codziennie o tej porze, albo trochę później, ale zawsze, gdy jest ciemno. Chodzi o to, że uwielbiam patrzeć na niebo i gwiazdy. To jest piękne. Nawet wtedy, gdy jest deszczowo czy pochmurno. To moja ulubiona rzecz na całym świecie, bo wiem, że nawet jeśli kiedyś się zgubię, będę samotny (tak jak teraz), albo przerażony, ono i tak zawsze będzie nade mną. I będzie piękne.
Wtedy najczęściej ''rusza'' mój mózg. Wspominam, myślę. Nikt z domowników nie wie o tym przejściu, więc jestem tu bezpieczny. Położyłem się, tak aby nie spaść i mieć na widoku całe miasteczko. Mimo tak późnej godziny, wciąż tętniło życiem.
Podejrzewam, że będzie dzisiaj burza, bo jest strasznie duszno. Kocham tą ciszę przed burzą. Ale jeszcze bardziej kocham takie wieczory, gdy mimo żywego miasta czuję się jakbym był ostatnim człowiekiem na Ziemi. Niesamowite, huh? Aczkolwiek nie jest tak idealnie, bo nie mam jej przy sobie.
Chciałbym, aby ktoś mi pomógł. Uwieram z tęsknoty do niej. Nigdy nie czułem się tak samotny; nigdy nikogo mi tak nie brakowało. Z dnia na dzień co raz częściej o niej myślę, a powinno być na odwrót. Powoli zaczyna mi to przypominać jakąś chorą obsesje.
Nie chcę tego uczucia. Muszę je czymś zastąpić.
Wstałem i wszedłem z powrotem na strych. Odruchowo ruszyłem do szafki w rogu i wyjąłem z niej małe pudełeczko. Moje.
Chwilę zastanawiam się, czy to na pewno dobra decyzja. Zawszę to robię i zawsze decyduję to samo, choć teraz w domu jest Jazzy i nie byłoby dobrze, gdyby się obudziła. Miejmy nadzieję, że tego nie zrobi.
Odkręciłem wieczko i wysypałem na blat szafki biały proszek zwany kokainą. Szybko wyjąłem z kieszeni banknot i zrobiłem z niego rulonik. Przysunąłem do nosa jedną końcówkę, a drugą do rozsypanego narkotyku. Za jednym razem wciągnąłem wszystko. Podniosłem głowę do góry i wziąłem głęboki oddech. Od razu lepiej.
Schowałem pudełko i wróciłem na swoje miejsce czyli na dach. Znów siedziałem na brzegu budynku przysłuchując się szumowi pędzących samochodów, śmiechom pijanych dziewczyn wracających z imprezy i przyglądając się jak wszyscy żyją swoim życiem. Każdy z nich ma jakiś cel w życiu, nawet te pijane laski, do którego zawzięcie dąży. A ja? Nie mam nic. Ani normalnego życia, ani jej, ani wspaniałej rodziny. Nawet nie wiem czy uda mi się skończyć szkołę. Z reszta...jebać to. Może to samolubne, ale jedyne czego pragnę to, aby Chloe była obok mnie. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Żałosne. Po chwili zaczął padać deszcz, a moje ubrania momentalnie zrobiły się mokre, a włosy oklapły. To zmusiło mnie, abym wrócił do środka.
Kręciło mi się w głowie. Słyszałem jak deszcz uderza o dach domu. Zszedłem do salonu i położyłem się na kanapie. Głowa opadła mi na ramię, a oczy same się zamknęły.
Czułem się jakby czas stanął w miejscu, a minęła chyba godzina. Poczułem jak ktoś delikatnie szturcha mnie w ramię. Otworzyłem jedno oko i ujrzałem Jazzy stojącą przy mnie. Miała na sobie różową piżamkę, a w dłoniach ściskała swojego pluszowego misia.
-Boję się burzy, Justin. - Mruknęła cichutko.
-Tak? No i co z tego? - Warknąłem, a potem się zaśmiałem. Sam nie wiedziałem co mówię. Śmiałem się co drugie słowo nie wiadomo z czego. Przed oczami miałem rozmazany obraz, a odgłosy burzy wydawały się być sto razy głośniejsze niż były rzeczywiście. Moja siostra zaszlochała cofając się o krok. Nie wiem czy bardziej bała się burzy, czy mnie, ale sądzę, że to drugie jest bardziej prawdopodobne. Nagle w domu rozbrzmiał trzask drzwi frontowych, czyli mój brat wrócił. Wparował do pokoju, a w progu zdążyłem zauważyć Crystal.
- Co jest kurwa? - Warknął. Jego dziewczyna chwyciła na ręce moją płaczącą siostrę i zaniosła ją do jej pokoju, tak sądzę. Luke podbiegł do mnie.
- Czy ty brałeś?! - Krzyknął, na co odpowiedziałem mu śmiechem.
- Nie przesadzaj bracie, tylko troszeczkę, ale to nic, serio. - Gwałtowanie podniósł mnie z kanapy i zaczął prowadzić w stronę wyjścia.
- Do reszty ci się popierdoliło w głowie, żeby robić to w domu, gdzie jest Jazzy kurwa! - Otworzył szeroko drzwi i wypchnął mnie na dwór, gdzie panowała burza stulecia.
- Nie wracaj do tego domu dopóki się nie ogarniesz. - Powiedział stanowczo i nim się zorientowałem, zamknął przede mną drzwi. Hah, własny brat wyrzucił mnie z domu. Śmieszne.
Poszedłem w stronę centrum miasta. Może lepiej powiem, doczołgałem się. Ludzi przechodzących obok to nie ruszało. Pewnie myśleli, że jestem pijany, albo coś. Spojrzałem na zegarek i z trudem odczytałem godzinę. Była 2:40. Błąkałem się po mieście w środku nocy.
Stoczyłem się. Potrzebuję pomocy. Teraz. Szukałem czegokolwiek...kogokolwiek kto mógłby mi pomóc, a w głowie miałem lekko zamazany obraz mojej przerażonej siostry. Zobaczyłem budkę telefoniczną, więc oparłem się o nią, aby trochę odetchnąć i uspokoić błądzące myśli. Długo nie myśląc wszedłem do środka, aby uchronić się przed deszczem. Zamknąłem oczy i ujrzałem wspomnienia z dzieciństwa, moje i Chloe. Nie kurwa! Otwieram oczy i wyjmuję z kieszeni drobne, które są moimi ostatnimi pieniędzmi. Na swojej komórce nie mam nic na koncie dlatego postanowiłem zadzwonić z budki telefonicznej. Szybko wpisuję numer. Skąd go pamiętam? Takich rzeczy się nie zapomina. To jest telefon, który, mam nadzieje, że uratuje moje życie. Po kilku wyczekujących sygnałach po drugiej stronie odzywa się kobiecy głos.
- Witam. Z tej strony centrum odwykowe ''Stay Alive'' w czym mogę pomóc? -Nie odzywam się przez dłuższą chwilę. Dziwni mnie to, że o tej porze odbierają telefony. Może choć trochę, gdzieś w środku miałem nadzieje, że nikt nie odbierze i będę mógł dać sobie z tym spokój. To zła myśl. W końcu zdobyłem się na odwagę.
- Pomóżcie mi. Błagam. - Mówię zrozpaczony. Mój głos drży jak szalony.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Mamy już drugi rozdział! Wow, nie spodziewałyśmy się, że tyle osób będzie chciało to czytać. Dziękujemy za wszystkie komentarze pod pierwszym rozdziałem - jest do duża motywacja, więc prosimy was, abyście pod tym też dali nam znak, że czytanie.
Obiecujemy wam, że niedługo dojdzie do spotkania Justina i Chloe.
Dziękujemy wszystkim, którzy zapisali się do informowanych i zaobserwowali bloga.
Mamy nadzieję, że podoba wam się rozdział i do następnego :)
POLECAMY KLIK I KLIK
I N F O R M O W A N I
U W A G A ! Jeśli macie jakiekolwiek pytania do autorek, sugestie czy cokolwiek piszcie na Twitterze pod tagiem #AddictedPL
świetny rozdział + dziękuję za polecenie moich blogów :)
OdpowiedzUsuńnaprawdę, nierozważnie Justin się zachował żeby w domu przy Jazzy ćpać... ale przynajmniej wie, że się stoczył
OdpowiedzUsuńrozdział jest boski *-* nie mogę się doczekać nowego rozdziału sjkhfsdf
fajne :) takie inne niż wszystkie, czekam na nn
OdpowiedzUsuńrozdział boski, ale sie dzieje. Czekam na koljny <3
OdpowiedzUsuńnie moge sie doczekac spotkania Justina i Chloe x
OdpowiedzUsuńBiedna Jazzy...
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam jak oni się spotkają
Kocham <3
Świetny, chociaż jest kilka błędów w pisowni . Oczywiście, że czytam. Czekam na kolejny xx
OdpowiedzUsuńineedangelinmylife.blogspot.com
już nie mogę się doczekać ich spotkania...jest rewelacyjnie :D
OdpowiedzUsuń@magda_nivanne
Świetny rozdział :) Szkoda mi Jazzy,ale mam nadzieję że Justin i Chloe wyzdrowieją.Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. xHugNarryx
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział:) Uwielbiam tego bloga.Czekam na następny.Kiedy się spotkają ? Życzę weny :D
OdpowiedzUsuńSwietne ibjnbjhvnnjhg, ♥
OdpowiedzUsuńGenialny , czekam na nn <3
OdpowiedzUsuńJeśli masz problemy z ustawieniami na swoim blogu, zapraszam na http://blogowy-poradnik.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńI powiem szczerze, że udany rozdział. Będę wpadała częściej, bo jestem tutaj dopiero pierwszy raz! xx
PS: To mój blog z opowiadaniem ff o Niall'u http://or-ever-will-be-fine.blogspot.com/ Jeśli chcesz to wpadnij i zostaw po sobie ślad. Będzie mi strasznie miło kochana ;3
Pozdrawiam xx
czekam aż Justinowi też pomogą gsdfsd
OdpowiedzUsuńSUPER !!!! CZEKAM NA NEXT !!! :-)
OdpowiedzUsuńo mój boże...brak słów.cudo*_*
OdpowiedzUsuńhttp://shedontlikethelightsjustinbieber.blogspot.com/
nfklanjklewnjkgtbejgbajkebfvjasbvnambgwjkthakejgfbjkagbvnas
OdpowiedzUsuńNIE MOGE SIE DOCZEKAC NASTEPNEGO ♥
bardzo ciekawe jest to opowiadanie :) juz nie moge sie doczekac ich spotkania *.* pozdrawiam @swagjb13 <3
OdpowiedzUsuńKiedy następny? Codziennie sprawdzam czy jest nowy rozdział i jest mi smutno kiedy wiedzę, że nie dodałyście, ale rozumiem, że macie wakacje :) Po prostu bardzo zainteresowało mnie to ff<3
OdpowiedzUsuńlada dzien ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, na szczęście jest już 3 i mogę zobaczyć co się wydarzy dalej :)
OdpowiedzUsuń@CrazolAlex