1 sierpnia 2014

Rozdział 3

  '' Mój własny narkotyk. ''

  | Chloe |   


          Siedziałam zdenerwowana na skraju łóżka. Raz na miesiąc mamy kontrolę. Sprawdzają stan naszego zdrowia. Nasi lekarze, czyli w moim wypadku Dr. Jones zdaje im coś w rodzaju raportu na mój temat oraz przeszukują nasze pokoje. Najbardziej boję się tego ostatniego, bo jak wiecie mam ze sobą "mały" zapas używek. Włożyłam je do torebki, którą schowałam do większej torby, a tę wrzuciłam w głąb szafy. Zawsze je tak chowam i do tej pory nic nie znaleźli, ale i tak się bałam. Jeśli nie daj Boże to się stanie będę pod ścisłą kontrolą, nie będę mogła swobodnie chodzić po ośrodku i wydłużą mój pobyt. A może powinnam powiedzieć mój wyrok?
          Zegar wskazywał godzinę 10:40. Kontrola zaczęła się o godzinie 10:00 czyli zaraz po śniadaniu. Mój pokój miał numer 242 na 300 ileś tam więc pewnie lada moment otworzą się drzwi i zacznie się piekło. W te kilkadziesiąt minut zdążyłam schować narkotyki i posprzątać pokój. 
          Zanim się tu wprowadziłam wyglądał zupełnie inaczej. Ściany były świeżo pomalowane, meble jakby nigdy nie używane, na parapecie stały kwiaty, łóżko było idealnie pościelone a wszędzie pachniało lawenda. Teraz ze ścian schodzi tynk, meble są połamane i mają dziury, kwiaty wraz z doniczkami znalazły się po drugiej stronie okna, pościel jest zniszczona i brudna, a w całym pokoju śmierdzi wilgocią. Nie pamiętam ile razy już prosiłam o przeniesienie albo chociaż o świeżą pościel. Mają na to wyjebane i szczerze, to ja też. Moje wspomnienia przerwało delikatne pukanie do drzwi. Serce podeszło mi do gardła. 
          - Otwarte. - Powiedziałam cicho. Drzwi lekko się uchyliły a do pokoju wszedł Mike. Jest kimś w rodzaju mojego "przyjaciela", ale nigdy nie zastąpi Justina. Nagła myśl o szatynie sprawiła ze mój żołądek lekko się ścisnął. 
          Mike to wysoki, dobrze zbudowany brunet o niebieskich oczach. Jego krok w spodniach zawsze sięga do kolan, na nogach ma buty firmy Nike, a koszulka jest o 3 rozmiary za duża. Dodatkowo jego ręce pokryte są tatuażami. 
          - Hej. I jak? Już po? - Zapytał zamykając za sobą drzwi. Usiadł obok mnie i oblizał swoje wargi. 
          - Nie, jeszcze nie. - Nerwowo potarłam swoje zimne ramiona.- A Ty?
          - Tak, na szczęście. - założył ramiona za głowę i oparł się o ścianę. - Idioci nic nie znaleźli chociaż szafkę nocną mam po brzegi wypełnione marihuaną. - Zaśmiał się pewny siebie. Wywróciłam oczami. 
          - Mogłeś to schować. Znowu by Cię złapali. 
          - I co? Przez tydzień chodziły by za mną pielęgniarki i tyle. 
          - Serio ? - Uniosłam lekko brwi. - Na prawdę mają nas w dupie. - Jego wiadomość lekko mnie uspokoiła. Skoro u niego nie znaleźli to dlaczego mieli by to zrobić u mnie? 
          - Ale najgorsze, że dziś przyjeżdża jakiś nowy i będzie mieszkał obok mnie. - Jęknął. Chciałam coś powiedzieć, lecz drzwi do pokoju się otworzyły. Na progu stanęła dyrektorka ośrodka. 
          Wyglądała tak jak zawsze. Miała długie kręcone włosy, które luźno opadały na jej chude ramiona zakryte bordową marynarką. Jej niebieskie oczy zostały zakryte przez okulary o ciemnych oprawkach średniej grubości. Na jej twarzy widniał lekki makijaż. Pod ową marynarką miała zwykłą czarną bluzkę z lekkim dekoltem. Jej długie, chude nogi były zakryte obcisłymi spodniami, w kolorze bluzki a ostatni element ubioru kobiety stanowiły wysokie czarne szpilki w których była znacznie wyższa ode mnie
          - Panie Waters, proszę wrócić do swojego pokoju. - Powiedziała surowym tonem na co Mike automatycznie wstał i udał się do wyjścia. Nim opuścił pokój wysłał mi jeszcze uśmiech mówiący "będzie dobrze", który szczerze odwzajemniłam. Zaraz za dyrektorką do mojego pokoju weszło kilku lekarzy, w tym Dr. Jones oraz jeden ochroniarz. Uśmiechnęłam się nerwowo i potarłam dłońmi o swoje spodnie.
Uspokój się, Chloe. - Skarciłam się w myślach. - Jak będziesz za miła to się zorientują
          Lekarze zaczęli przeglądać moje rzeczy i różne zakamarki. Dyrektorka stała ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Nie spuściła ze mnie wzroku ani na sekundę. Dr. Jones stał tuż obok i opowiadał o mojej terapii. Nie usłyszałam ani jednej wady chodź sama mogłabym wymienić ze sto. 
          Śledziłam uważnie każdy ruch lekarzy. Jeden z nich zajął się szafą gdzie leżała sterta ubrań, a pod nimi torba z dragami. Szukał niczym pies policji, który wie, że coś znajdzie. 
          Jeśli sądziłam, że kwadrans temu byłam zdenerwowana, wyobraźcie sobie jak czułam się w chwili gdy ten dupek rzucił na środek pokoju TĄ torbę. Przełknęłam głośno silne. Czułam się skończona chociaż wciąż starałam się tego nie okazywać. Gdy wyjął z niej mniejszą torebkę, cała zawartość wysypała się na podłogę. Wszystkich spojrzenia trafiły na mnie. Najbardziej zdziwiony był dr. Jones, który na prawdę uwierzył, że jego terapie mi pomagają. Fakt, było mi po nich lepiej ale wciąż nie idealnie. Na skutek jego spojrzenia na mojej twarzy wymalowały się przeprosiny. Naprawdę go polubiłam. 
          - Ja-a - Chciałam coś powiedzieć, ale nie za bardzo wiedziałam co. 
          - W tej chwili do mojego gabinetu! - Wrzasnęła brunetka, marszcząc czoło.Ochroniarz chwycił mnie za ramię i wyprowadził z pokoju. Kątem oka widziałam jak zbierają moje rzeczy do jakiejś torby na śmieci.
          Mężczyzna prowadził mnie pod gabinet. Wyglądał jak typowy bramkarz w klubach. Duży, masywny i łysy. Całe szczęście, że trwała ta jebana kontrola, bo nikogo nie było na korytarzach. Czuła bym się żałośnie gdyby było tu pełno niepotrzebnych gapiów. Po raz pierwszy odkąd byłam w ośrodku, moja pewność siebie była zerowa. Czułam się jak zbity szczeniak. Goryl pchnął mnie do wąskiego korytarzyku, w którym siedzieli inni przyłapani. Prawie nikt nie zwrócił na mnie uwagi, gdy usiadłam na ławce. Większość z nich miała obojętny wyraz twarzy jakby to nie był ich pierwszy raz. Może i tak było. Licząc mnie na "karę" czekało nas pięcioro chociaż na dobrą sprawę powinna trafić tu 1/4 ośrodka. Jeśli postąpią ze mną tak jak z Mike'iem miesiąc temu, nie przejmę się tym. Minęło może pół godziny, gdy dołączyły do nas jeszcze dwie osoby. Na korytarzu pojawiła się dyrektorka i zmierzała każdego z nas wzrokiem. Przeszła obok. Dźwięk wydawany przez jej szpilki aż dźwięczał mi w głowie. Każdy po kolei wchodził do gabinetu. Czułam się jak w szkole: Grupka niegrzecznych uczniów coś przeskrobała i teraz im się dostanie.
          Nadeszła i moja kolej. Weszłam do środka lekko spięta. Jej gabinet był subtelnie udekorowany i pomalowany. Nie było w nim nic złego, ale też nic specjalnego. Usiadłam na skórzanym fotelu, a ona na przeciwko w swoim obrotowym, również skórzanym krześle. Przez chwilę wzrok miała wybity w ekran komputera po czym przeniosła go na mnie. W jej niebieskich tęczówkach złość mieszała się z rozczarowaniem. 
          - Chloe. - Westchnęła.- Po rzetelnych raportach doktora Jones'ona, sądziłam, że nie jesteś taka jak inni. Sądziłam, że chcesz się zmienić. - Nic nie mówiłam. Patrzyłam na swoje palce i nerwowo się nimi bawiłam. - Narkotyki znalezione w twoim pokoju rzecz jasna, zostały Ci już odebrane, a rodzice są o tym poinformowani oraz wyrazili zgodę na następujące kary. Codziennie pielęgniarki będą sprawdzały twój stan oraz zostajesz tutaj do ukończenia lat 18. 
          - Słucham ?! - Pisnęłam. Nie chciałam tu siedzieć ponad pół roku. Moja 18 jest dokładnie za 8 miesięcy. Dyrektorka jednym spojrzeniem dała mi do zrozumienia, że nie powinnam protestować. - Dobrze, rozumiem. Nagle w jej telefonie leżącym na biurku odezwała się sekretarka. 
          - Przypominam o spotkaniu z nowym pacjentem za dwadzieścia minut.- Poinformowała ją. 
          - Dziękuję. - Powiedziała krótko po czym znów zwróciła się do mnie. - To by było na tyle, Chloe.               Przytaknęłam po czym wstałam z fotela i pożegnałam się z nią.Wyszłam z gabinetu, zamykając drzwi z lekkim hukiem. Byłam wkurwiona. Delikatnie mówiąc. Na samą myśl o tym,że nie mam w pokoju ani grama, ani tabletki, moje ręce zaczynały drzeć. Były zimne jak lód a na czole pojawiły się krople potu. Musiałam zdobyć nowy towar. Teraz. Chodziłam nerwowo po ośrodku próbując wyrównać oddech. Byłam zdenerwowana chociaż sama nie wiedziałam dlaczego. A może to był strach? Ale przed czym? Nie wiedziałam. Zaczęłam wariować. Poprawiałam włosy, kurtkę i koszulkę. Szlam ze wzrokiem wybitnym w podłogę. Mijałam tłumy pacjentów, którzy moim zdaniem rozmawiali tylko o tej kontroli. O dziwo ich wzrok wcale nie był skupiony na mnie. 
         Spojrzałam w kierunku gdzie były wybite ich oczy. To chyba ten nowy o którym mówił Mike. Na pierwszy rzut oka podobny do Justina...Zaraz... Przyjrzałam mu się dokładniej. Nie to nie mógł być Justin. Nie mój Justin. On nie mógł trafić do takiego okropnego miejsca. Spojrzałam się na niego jeszcze raz po czym weszłam na schody prowadzące na piętro z moim pokojem. Spanikowałam. Normalnie od razu rzuciłabym mu się w ramiona, ale teraz zupełnie coś innego zajmowało moje myśli. Musiałam ogarnąć nowy towar ale jak?A może powinnam znaleźć coś innego, bezpieczniejszego co mnie zaspokoi? Muszę znaleźć mój własny narkotyk.


| Justin |


          Wyszedłem z budki. Deszcz znów zmoczył moje włosy i ubrania, które zdążyły lekko wyschnąć. Dochodziła trzecia nad ranem, a ja nie miałem dokąd pójść. Mój brat nie chciał widzieć mnie w domu, ale to jedyne miejsce gdzie mogłem pójść. Skierowałem się w tamtą stronę, a gdy doszedłem na miejsce deszcz przestał padać. Nie mogłem wejść frontowymi drzwiami, bo Luke by mnie na miejscu zabił. Poszedłem w stronę ogrodu. Miałem kilka wyjść:
Pierwsze - spać na hamaku. 
Drugie - spędzić resztę nocy w domku na drzewie.
Trzecie - wejść na balkon od mojego pokoju po starej, drewnianej drabinie porośniętej różami. 
          Wybrałem ostatnia opcję, a jeśli się nie uda, skorzystam z drugiego wariantu. Drabina była stara, zniszczona i obrastały ją jakieś chwasty więc nie miałem łatwego zadania. By utrudnić mi życie, wciąż kręciło mi się w głowie od kokainy. Miałem ochotę zwymiotować. Teraz albo nigdy. Chwyciłem się barierek i lekko się chwiejąc wspinałem się po szeblach. Słyszałem jak lekko trzeszczą pod moim ciężarem. W duchu modliłem się by nie pękły. Po kilku minutach stanąłem na płytkach balkonu. Na nogach i dłoniach miałem lekkie blizny od kolcy róż. Trudno. Głęboko odetchnąłem, a kamień spadł mi z serca, że nic więcej się nie stało. Uderzyłem pięścią w drzwi balkonu a one się otworzyły, pozwalając mi na wejście do swojego pokoju. Łatwo było je otworzyć bo były już zniszczone...Nie pytajcie dlaczego.
          Zajdlem przemoczone ubrania, zostając w bokserkach. Położyłem się na łóżku i przykryłem się kołdra po sam czubek nosa. Obok siebie ułożyłem swojego zniszczonego już laptopa i przekręciłem się na bok by leżeć do niego twarzą. Zalogowałem się na pocztę i zacząłem pisać maila zaadresowanego do tego ośrodka.           Podałem swoje dane, typu imię i nazwisko czy data urodzenia, oraz powód dla którego chcę się tam zgłosić. Nie myślicie, że napisałem "bo jest tam dziewczyna, która kocham". Coś wymyśliłem. Zajęło mi to dłuższą chwilę, ale w końcu wysłałem wszystko o co prosiła mnie kobieta przez telefon na ich adres. Odłożyłem laptopa na podłogę, a potem położyłem się na plecach, ale dopiero po jakiejś godzinie zasnąłem myśląc o tym jak będzie wyglądał jutrzejszy dzień. 
          Obudziłem się wcześnie rano. Wziąłem szybki i orzeźwiający prysznic. Po wyjściu z kabiny wysuszyłem włosy i całe ciało. Ubrałem czarne luźne spodnie, buty tego samego koloru i dużą szarą bluzę z kapturem. Chwyciłem laptopa i ponownie zalogowałem się na pocztę. Znajdował się tam e-mail zwrotny potwierdzający moje przyjęcie na odwyk. Serce zabiło mi szybciej. Wysłali mi adres oraz dopisali, że już dziś mogę do nich przyjechać. Długo nie czekając, chwyciłem starą, czarną torbę i wrzuciłem do niej swoje ubrania oraz najpotrzebniejsze rzeczy. Spakowaną torbę odłożyłem koło drzwi, a do ręki wziąłem długopis i kartkę papieru leżącą na biurku.
  
Wyjeżdżam do ośrodka odwykowego. 
Nie chcę tam waszych odwiedzin, 
więc nie powiem wam, gdzie się on znajduje.
Przepraszam Was za wszystko co zrobiłem źle. 
Zrozumiałem wiele rzeczy i czuję potrzebę zmiany samego siebie. 
Nie wiem kiedy wrócę, na pewno nie będzie mnie długo. 
Z czasem, gdy będzie lepiej odezwę się do was, a obiecuję, że będzie lepiej. 
 Justin.

          Odłożyłem kartkę na biurko. Przełożyłem torbę przez ramię i po cichu wyszedłem z pokoju. Nie chciałem robić hałasu, by nie obudzić domowników. Szybko wyszedłem z domu. Kierowałem się w stronę stacji. Dojście tam zajęło mi około 30 minut. Mimo godziny szóstej rano kręciło się tam pełno ludzi.       
          Poszczęściło mi się, gdy przeczytałem na wyświetlanym ekranie, że za pół godziny odjeżdża pociąg do Phoenix. Musiałem kupić bilet. Stanąłem w kilkuosobowej kolejce do kasy. Znów dopisało mi szczęście i kupiłem ostatni bilet na ten pociąg. Wszechświat na prawdę chciał bym tam trafił... Po upływie piętnastu minut siedziałem już na swoim miejscu. Obok mnie miejsce zajęła jakaś starsza kobieta, która od razu zaczęła opowiadać o swoich wnukach i wojennych czasach.
To będzie długa podróż - pomyślałem wywracając dyskretnie oczami. 
          Dokładnie po następnych 15 minutach pociąg ruszył. Gdy moja "towarzyszka podróży" udała się do toalety, skorzystałem z okazji i wyjąłem słuchawki oraz telefon. Szybko je podłączyłem, włączyłem piosenkę "Mirror", założyłem na głowę kaptur i poprawiając się w siedzeniu oparłem głowę o szybę próbując chodź trochę się przespać. Oczywiście było to niewykonalne, bo w mojej głowie krążyły setki myśli.   
          Zastanawiałem się jak tam jest. Czy będzie aż tak źle? A może przesadzam? Czy Chloe w ogóle mnie pozna i będzie chciała ze mną rozmawiać? Niby odkąd się widzieliśmy ostatnio minęło dopiero kilka miesięcy, ale były to ciężkie miesiące pełne zmian. Przynajmniej dla mnie. Momentami czułem się jak desperat myśląc o tym wszystkim. Nie umiem Wam opisać moich uczuć do niej. To zbyt skomplikowane. Wiem jedno. Nie potrafię bez niej normalnie żyć. 
          Nim się zorientowałem cztery godziny minęły i pociąg zatrzymał się na stacji w Phoenix. Wziąłem swoją torbę, przerzuciłem ją przez ramię i wysiadłem. Spojrzałem na zegar wiszący na ścianie. 10:32. W mojej głowie pojawiło się pytanie ''Jak dojść do ośrodka?'' Nie znałem tego miasta a nie miałem zamiaru pytać mieszkańców, bo od razu pomyśleliby o mnie najgorsze. Mój wzrok zatrzymał się na planie miasta wielkości kartki A1. 
Serio, Justin? Serio? - Mruknąłem w myślach. Jak ja mogłem tego od razu nie zauważyć... 
         Leniwie podszedłem do owego planu i próbowałem znaleźć ulice Jeffersona, na której mieścił się mój cel. Przyznam,że trochę mi to zajęło, a nawet miałem ochotę to zostawić i iść po prostu przed siebie, ale w końcu udało mi się. Ośrodek oddalony był o około 40 minut drogi pieszo, więc nie tak źle. Nie marnując ani minuty dłużej wyszedłem ze stacji i kierowałem się w tamtą stronę. Mam pamięć fotograficzną, więc zapamiętałem potrzebną część planu i nie było aż tak trudno, jak się wydawało. Aczkolwiek samemu w nowym mieście nie jest łatwo.
         Mijałem różne wieżowce, domy, sklepy i inne budynki. Była mniej więcej 11,więc było w mieście pełno ludzi. Pewnie wyglądałem dziwnie idąc po chodniku ubrany w ciemne kolory i z kapturem na głowie, gdy na dworze jest około 25 stopni, ale szczerze, to miałem to w dupie. Im bliżej celu byłem, tym bardziej się denerwowałem. Po chwili na ulicy było co raz to mniej budynków aż w końcu szedłem lasem, w którym mieściły się pojedyncze domy. Z tego co zapamiętałem z mapy, to tak powinno być: miałem iść lasem po czym skręcić w prawo i iść kilometr pod górę. Skoro tak, to na najbliższym skrzyżowaniu skręciłem w wyznaczonym kierunku. Jak się okazało, droga prowadziła pod górę. Idealnie. Z jednej strony, kamień spadł mi z serca, bo nie miałem ochoty się zgubić, ale z drugiej strony żołądek mi się ścisnął na myśl, że zbliżam się do celu. Nie minęło 15 minut a moim oczom ukazał się ośrodek. Z daleka wyglądał na opuszczony psychiatryk, który został zniszczony w pożarze.  
Oby w środku było lepiej. - pomyślałem stając przed metalową bramą z napisem : 

Ośrodek Odwykowy w Phoenix
 ''STAY ALIVE'' 

          Podszedłem do bramki i nadusiłem coś w rodzaju dzwonka. Mój oddech nie był spokojny i nie wiem czy to dlatego, że się denerwowałem czy dlatego ze mam wyniszczony organizm i beznadziejną kondycję. Po chwili oczekiwania odezwał się kobiecy głos. Ten sam z którym rozmawiałem przez telefon. Przywitała mnie po czym poprosiła o moje imię i nazwisko.  
          - Umm..Justin Bieber - Powiedziałem wysokim głosem. Czułem się niczym pierwszego dnia szkoły. Było słychać cichy dzwonek po czym otworzyła się brama. Poprawiłem swoją torbę i poszedłem w stronę wejścia. Nawet nie wyobrażacie sobie jaki byłem zdenerwowany. 
Kurwa, Justin. Ogarnij się. - Skarciłem się w myślach. Usłyszałem trzask co oznaczało zamknięcie się bramy. Stanąłem na marmurowych schodach, które prowadziły do drewnianych drzwi. Jednym skokiem pokonałem kilka stopni. Chwyciłem za metalową klamkę i pchnąłem drzwi. Moim oczom ukazało się wnętrze ośrodka i pewna wysoka brunetka. 
           - Witaj, Justin. - Powiedziała ciepłym tonem. Uniosłem lekko brwi. Wyglądała...nieźle. Miała na sobie obcisłe spodnie, które podkreślały jej długie nogi, do tego szpilki, bluzkę z dekoltem i marynarkę a wszystko było dobrane kolorystycznie. Jej strój zabierał dech w piersiach. Na pierwszy rzut oka dałem jej jakieś 25 lat.
           - Tak,tak to ja. - Wybełkotałem po chwili. 
           - Jestem dyrektorka tego ośrodka. - Powiedziała z uśmiechem. Spodziewałem się raczej starego, grubego dziadka, a nie takiej kobiety, ale nie przeszkadzało mi to. - Chciałabym, żebyś na początku poszedł ze mną do mojego biura podpisał wszystkie papiery, a potem oprowadzę cię po ośrodku.- Dodała. Zgodziłem się, oczywiście. 
          Szliśmy długim korytarzem, aż dotarliśmy do ostatnich drzwi. Wszystko nie zajęło długo. Podpisałem papiery potwierdzające to, że sam zgłosiłem się na odwyk, przed tym musiałem pokazać jej moje dokumenty, aby wiedziała, że jestem pełnoletni. Potem zaczęła oprowadzać mnie po ośrodku. Mijaliśmy pokoje pacjentów. Nie zaglądaliśmy do środka. Nie były to jakieś klatki czy coś, po prostu zwykłe drewniane drzwi, podobne do tych co w moim domu. Na każdych z nich widniał numer danego pokoju. Zobaczyłem też stołówkę, sale telewizyjną oraz te w których odbywały się terapie grupowe i indywidualne.           Gdy mijaliśmy pacjentów, chciałem przypatrzeć się każdemu, aby znaleźć właśnie ją i ku mojemu zdziwieniu, udało się. Wypatrzyłem ją w tłumie lustrujących mnie wzrokiem pacjentów. Chwila...to ona ? Zmieniła się. Przez chwilę na prawdę zwątpiłem czy to Chloe, czy po prostu mam paranoję. Przyjrzałem jej się dokładniej. Tak to ona. Wszędzie poznam ten zadziorny wyraz twarzy i kasztanowe włosy. Przechodziła obok mnie. Miała wzrok wbity w ziemię, ale to nie przeszkodziło w tym abym ją poznał. Ona nawet nie zwróciła na mnie uwagi. O mój Boże, była tak blisko, a jednak tak daleko.
          Szedłem dalej szurając butami, które wydawały typowy piszczący dźwięk. Jeszcze raz obejrzałem się, aby na nią spojrzeć już kompletnie nie słuchając dyrektorki. Chciałem ją przytulić i powiedzieć, że wreszcie ją mam przy sobie. Mocniej chwyciłem pasek swojej torby z ubraniami , która wisiała na moim ramieniu. Serce biło mi co raz szybciej, a zimne poty oblały moje ciało.
Tylko spokojnie - powtarzałem w myślach. 
          Ogólnie ośrodek w środku nie był tak zniszczony jak na zewnątrz. Ściany były koloru biszkoptowego, a drzwi do każdego pokoju były zrobione z ciemnego drewna. Dodatkowo zdobiły je złote elementy takie jak klamka czy numer pokoju. Wszystkie korytarze były takie same więc na starcie mogłem się założyć, że się zgubię. 
          - To by było na tyle. - Uśmiechnęła się Monika, bo tak miała na imię dyrektorka. Podeszliśmy do jednych z drewnianych drzwi, otworzyła je kluczem. W środku było zwykłe łóżko, jakieś meble i drzwi prawdopodobnie prowadzące do łazienki. Czyli tu będę mieszkał przez najbliższy czas. - Zajęcia będziesz miał z panią Dr. Janette Grace w każdy piątek. Na początku terapii, czyli w twoim przypadku są to trzy tygodnie, nie możesz robić czego tylko chcesz. Musimy mieć Cię pod baczną obserwacją dlatego codziennie będą odwiedzać Cię pielęgniarki na kontrolę.
Oby były ładne, a nie jakieś grube kwoki - pomyślałem,śmiejąc się dyskretnie. 
          - Wszystkie godziny posiłków i innych zajęć podam ci jeszcze dzisiaj. Tutaj masz klucz do pokoju, ale tak jak już mówiłam, nie możesz robić tego co ci się żywnie podoba. - Powiedziała podając mi kawałek blaszki z numerem 218. Po przeszukaniu mojej torby wyszła z pokoju i zniknęła gdzieś w głębi korytarza a stukanie jej szpilek niosło się echem po całym ośrodku. 
          Westchnąłem po czym odłożyłem torbę na łóżko. Pierwsze co zrobiłem to wziąłem gorący prysznic. Wiem, że już tego dnia jeden brałem, ale powinniście się do tego przyzwyczaić. Dziennie potrafię wejść do kabiny cztery razy. Ale hej, to nie moja wina. Ja po prostu tego potrzebuje. Nie mogłem uwierzyć, że nareszcie byłem w tym samym miejscu co moja Chloe. Jutro muszę ją znaleźć i z nią porozmawiać. Sama myśl o niej mnie uspokaja. Ona działa na mnie jak narkotyk. Mój własny narkotyk.

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jak Wam się podoba rozdział trzeci ? :) Było nam niezmiernie ciężko go napisać ale w końcu się udało. Dziękujemy z całego serca za wasze komentarze i wyświetlenia ! To bardzo motywuje. Wielkie podziękowania dla wszystkich, którzy zapisali się do informowanych i zaobserwowali bloga.

I N F O R M O W A N I 

U W A G A !  Jeśli macie jakiekolwiek pytania do autorek, sugestie czy cokolwiek piszcie na Twitterze pod tagiem  #AddictedPL 
(tam przeważnie piszemy w jakim czasie dodamy nowy rozdział)

21 komentarzy:

  1. Swietny rozdzial, strasznie ciekawi mnie ta historia
    czekam na nastepne😊 @biebs_ilysmx

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny jak zawsze. Już się nie mogę doczekać spotkania Chloe z Justinem :) Czekam na kolejny xx
    ineedangelinmylife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg
    Chce juz spotkanie Justina i Chloe!
    Uwielbiam
    @TUsia445

    OdpowiedzUsuń
  4. SUPER !!!! CZEKAM NA NEXT !!!! :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Taktaktaktak kocham kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  6. omg ciekawe co Chloe zrobi jak się spotkają djfhsiudkjfi <3
    już się tego spotkanie nie mogę doczekać sidfjkhsjkdfh

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział.Czekam na następny . AAAA Justin jest słodki <3

    OdpowiedzUsuń
  8. o kurwa *o* ale mnie zaszkoczyłaś tym rozdziałem. Nie wiem co mam powiedzieć. Nie mogę doczekać się kolejnego <3
    Życze weny <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zaskoczyłyście* (opowiadanie pisane jest przez 2 autorki) dziekuje za komentarz, ilysm !

      Usuń
  9. SUPER ROZDZIAŁ.Bardzo fajnie piszecie.Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  10. omg <3 Juuustin **--** czekam na nastepny <333 @ladybieeber

    OdpowiedzUsuń
  11. nareszcie razem*_* cuudowny
    @magda_nivanne

    OdpowiedzUsuń
  12. wkońcu są razem gsfdgsdfgsdfg

    OdpowiedzUsuń
  13. no. podoba mi się:)
    czekam nn
    @PoliShSWaG__

    OdpowiedzUsuń
  14. boskie!!!
    (spam)
    hey, była bym bardzo szczęśliwa gdybyś do mnie wpadła i napisała swoją opinię http://niesmiertelny-czlowiek.blogspot.com/ ZAPRASZAM

    OdpowiedzUsuń
  15. Cudowny, czekam na nastepny <3

    OdpowiedzUsuń
  16. Chcesz by twój blog został oceniony i zrecenzowany?
    Zgłoś się do "Recenzje bez granic"!
    http://recenzje-bez-granic.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  17. Genialny rozdział, ogółem to ff jest świetne :)
    Czekam na next :)
    @CrazolAlex

    OdpowiedzUsuń
  18. Zajebiste ff, czekam na następne rozdziały. Prosze informujcie mnie na tt @milusiaadusia

    OdpowiedzUsuń
  19. Ooo mega spoko ten rozdział! Nie czytam na co dzień tego typu opowiadań, ale jestem pod sporym wrażeniem! Czekam na następny, mimo że nie przepadam za Bieber'em, no ale cóż ^^

    ___________
    I oczywiście co to jak nie byłabym ja gdybym nie zaprosiła do siebie ;D
    http://demony-pasji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń